poniedziałek, 12 października 2009

W moje oczy spójrz...

Tusze do rzęs, mascary, szczoteczki - różne nazwy, ta sama funkcja - sprawienie by oczy nabrały wyrazu, a nawet blasku. Ponieważ kilka mascar poznałam najwyższy czas wyrazić opinię. Do takowej skłonił mnie pewien znany wszystkim klientkom fakt - produkt drożeje. Długo używałam tuszu z Sephory: mascara renversant waterproof. Przekonałam się do niego u przyjaciółki, szczoteczka w 'trójkąt', ładnie się rozprowadzał i cena była bardzo atrakcyjna, bo niecałe 30zł - jak na budżet skromnej licealistki, a potem biednej studentki, coś w sam raz. Nawet przekonałam do niego mamę. jednak jak każdego studenta dotyka kryzys: potrzeby rosną, a budżet maleje. Postanowiłam sprawdzić coś tańszego. Wybór padł na tusz marki Rimmel, ładnie wygięta szczoteczka, wydawała się porządna. I mascara taka była... przez pierwsze dwa tygodnie. Nabierało się zdecydowanie za dużo tuszu, trzeba było ocierać. Rzęsy się lepiły, czarny pyłek zostawał pod linią oka, a ze zmyciem tej kleistej substancji był zazwyczaj problem. Im dłużej używany - tym gorszy. Z trudem przegryzłam podwyżkę ceny Sephorowej mascary ale kiedy pociągnęłam nią rzęsy odetchnęłam z prawdziwą ulgą. Nie pierwszy raz zawiodłam się na marce Rimmel (wcześniej był lakier do paznokci).
Tusze, których także doświadczyłam to m.in Lancome Hypnose. Choć nie przepadam za prostymi szczoteczkami ta wyjątkowo mi nie przeszkadzała (Avon ma wybitnie nieprzystępne). Tusz nie brudził, ładnie się układał i rzeczywiście pogrubiał rzęsy - a należę do osób, które nie maja ich zbyt gęstych. Innym była mascara MaxFactora - pożyczona, ale nazwy brak bo się wytarła. Tutaj także pomimo prostej szczoteczki i małego przeklinania tusz okazał się trwały, niekruszący się i przetrwał wysoką wilgoć w powietrzu.
Kolejnym krokiem w testowaniu będą grzebyczki Bourjois - jednej z moich ulubionych marek. Choć do grzebyczków nie jestem przekonana i nie raz odkładałam je z powrotem na półkę następnym razem je przetestuję.